- Właśnie skończyłam tłumaczyć kolejną sztukę, komedię Freda Apke "Piotr i Fryc" - o stereotypach dotyczących Polaków i Niemców. Lubię tę pracę, chociaż jest żmudna. Lubię samotność przed komputerem, zawsze lubiłam bawić się językiem - wchodzę w inny świat - mówi aktorkla MARTA KLUBOWICZ.
Marta Klubowicz - artystka totalna. Tak właśnie o niej mówią. Gra w filmach, teatrze, pisze scenariusze, tworzy poezję, reżyseruje, tłumaczy literaturę niemiecką, fotografuje. A wszystko, co robi, robi z wielką pasją, perfekcyjnie. Po autorskim monodramie "Kiedy rana..." w Teatrze Studio, opartym na powojennej poezji austriackiej, widzowie komentowali: "Jak ona grała, to cud!". Tyle zainteresowań, tyle zajęć, a jeszcze spotkania z publicznością. Kim pani jest naprawdę? Poetką? Aktorką? Tłumaczką? - To zależy, co robię w danej chwili. Właśnie skończyłam tłumaczyć kolejną sztukę, komedię Freda Apke "Piotr i Fryc" - o stereotypach dotyczących Polaków i Niemców. Lubię tę pracę, chociaż jest żmudna. Lubię samotność przed komputerem, zawsze lubiłam bawić się językiem - wchodzę w inny świat. Jutro mam próbę w teatrze, więc pobędę sobie aktorką. Wierzy pani w przypadki? - Myślę, że to przeznaczenie przebrane za przypad