WIECZÓR polskich baletów w Operze Warszawskiej rozczarował. A właściwie udowodnił, te na nowoczesne, z prawdziwego zdarzenia widowiska baletowe będziemy musieli poczekać w Warszawie równie długo jak na nowoczesny teatr operowy.
Ze względu na wciąż powtarzające się nieporozumienia wyjaśniam raz jeszcze, że budząca u niektórych zgrozę "nowoczesność" nie oznacza tu bynajmniej awangardowych utworów muzycznych ani szokujących eksperymentów scenicznych, a po prostu nową formę widowiska, różną od XIX-wiecznej tradycji i zgodną z wrażliwością estetyczną dzisiejszego widza. Tak pojętą nowoczesność może być punktem wyjścia zarówno przy stylowych operach Mozarta, jak przy Czajkowskim czy nawet Puccinim. Zanim przejdę do wytaczania szczegółowych pretensji, spróbuje wyliczyć pozytywne wrażenia z ostatniej premiery. MUZYKA. Starannie przygotowany zespół pod dyrekcją B. Wodiczki pozwolił ponownie odkryć "Świteziankę" niemal dziś zapomnianego Eugeniusza Morawskiego, gdyby nie przedwojenne jego spory z Szymanowskim, które nawet po śmierci otaczają nazwiska Morawskiego niechęcią muzyków, byłby on dziś powszechnie ceniony jako jeden i naszych najwybitniejszych kompozytor�