Brzydko ubrana, ze ściągniętą twarzą, spięta i niepewna, aktorka próbuje ze wszystkich sił przekonać widzów, że potrafi śpiewać. Może i potrafi, jednak na takim repertuarze zapewne niejeden wykonawca już się potknął - o "Wiem, że nie wrócisz" w reż. Macieja Grzybowskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Zapowiada się ciekawie. Na niewielką scenę wkracza czworo jednakowo ubranych chórzystów, solistka, wyraźnie odstająca od nich strojem, oraz tęgi pianista. Chórzyści zajmują miejsca po lewej stronie sceny, pianista za instrumentem, Agnieszka Dulęba-Kasza, solistka, staje przy stoliku po prawej stronie. I zaczyna się jedna z najgorszych rzeczy w teatrze: 50 minut seansu artystycznej niemocy rozpisanego na reżysera, solistkę i widzów. Recital "Wiem, że wrócisz" w kaliskim teatrze to przykład bezmyślnego wpakowania młodej aktorki w materię, w której ona sama nie potrafi odnaleźć niczego dla siebie. Reżyser, Maciej Grzybowski, postawił wszystko na jedną kartę i kazał Dulębie-Kaszy "po prostu" zaśpiewać bardziej i mniej znane przeboje Czesława Niemena, stawiając aktorkę w potwornie trudnej sytuacji: TE piosenki, mikrofon i ja. Takiemu zadaniu podołać mogą, owszem, artyści, którzy czas jakiś śpiewają zawodowo, potrafią przez rozpoznawalne evergr