- Błędem wielu twórców współczesnego teatru jest to, że widz oglądający ich spektakle musi mieć ugruntowane zdanie i wiedzę w poruszanym przez artystę temacie. A wtedy najczęściej jego spojrzenie pokrywa się ze spojrzeniem twórcy. To jest jałowe - nie ma tarcia, dyskusji. Widz nie powinien przychodzić "przygotowany" - powinien odbierać to, co ma do powiedzenia twórca w kontakcie z jego dziełem, a nie pismami teoretycznymi - mówi Radek Stępień, reżyser "Matki" S.I. Witkiewicza, której premiera odbędzie się w Teatrze Nowym w Poznaniu.
Dlaczego "Matka"? To rocznicowy wybór - Witkacy urodził się 135 lat temu, czy kryje się za tym coś więcej? - Rocznica to przypadek. Ale jeżeli chodzi o wybór autora, to zawsze uważałem, że Witkacy wymaga od twórców więcej, że trzeba mieć narzędzia, żeby się z nim mocować. Witkacy to dla mnie wyzwanie. Nie proponuje niczego oczywistego, nie daje rozwiązań scenicznych, które łatwo byłoby przeprowadzić. Na samym początku "Matka" była dla mnie tekstem, który można wystawić jako wprawkę do Witkacego. Potem zorientowałem się, że jest tam dużo więcej. I w odróżnieniu do innych dramatów Witkacego, gdzie naprawdę trzeba byłoby się nagimnastykować, żeby skomunikować z dzisiejszym widzem, jak np. "Kurka Wodna" czy "Sonata Belzebuba", "Matka" ma w sobie temat, który ma szansę totalnie z nim zarezonować. O czym jest "Matka"? Kim są bohaterowie tego dramatu? - Tytułowym bohaterem jest kobieta na przełomie średniego wieku i starości. B