EN

11.01.1981 Wersja do druku

Wielopole, Wielopole...

NA SCENIE USTAWIONO TYLKO DREWNIANĄ ŚCIANKĘ, drzwi na kółkach, łóżko. Tadeusz {#os#5966}Kantor{/#} uważnie lustruje wszystkie elementy, coś tam przestawia, przekłada. Jeszcze jeden rzut oka na scenę. A teraz widownia. Czy tutaj jest wszystko w porządku? Lekkie trzaśnięcie palcami. Można zaczynać. Ale dyrygent zostanie na scenie, ani na chwilę nie straci z oczu całokształtu strzelistego aktu sztuki - aktu tworzenia, w którym biorą udział wszyscy zgromadzeni na sali. Dla Kantora publiczność zawsze była integralną częś­cią spektaklu, począwszy od plastycznych happeningów, teatralnych prowokacji, aż po "Wielopole, Wielopole...", kiedy to zażądał uzupełnienia widowni młodzieżą lub usu­nięcia z sali kogoś, kto próbował dokończyć kolację. Bufet jest na zapleczu - mruczy pod nosem. Profesjonaliści krzywią się na ten teatr. Z pobłażaniem traktują różne "dziwactwa" autora, bo z długoletniego doświadczenia wiedzą, że oni są po to, że

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wielopole, Wielopole...

Źródło:

Materiał nadesłany

Ekran Nr 2

Autor:

Janina Kumaniecka

Data:

11.01.1981

Realizacje repertuarowe