"Wzór na pole trójkąta" Michała Zdunika w reż. Jana Hussakowskiego, koprodukcja Nowego Teatru w Słupsku i STUDIO teatrgalerii w Warszawie, w ramach XI Festiwalu Nowe Epifanie. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.
Jan Hussakowski (reżyseria) wraz z Michałem Zdunikiem (autor scenariusza) próbowali rozpracować zagadnienie teoretyczno-praktyczne, procesowo wydobyte podczas pracy warsztatowej ze sfery głęboko nieodkrytych domysłów; z podpiętą zapewne pamięcią towarzyskich dysput na temat gender, w tym teorii patriarchatu, ról społecznych, socjalizacji czy reprodukcji. Wyobrażenie sobie problemu przez realizatorów mogło teoretycznie trwać dłużej niż w miarę jednoznaczna ocena ich pracy scenicznej. Propozycja kooperacyjna, słupsko-warszawska, to bałaganiarska mieszanka pojęciowo-semantyczna wynikająca z dosłownego przypisania sobie artystycznej roli sprawczej, a której źródła należy szukać w odrzuceniu prawd prostych. Wzór na pole trójkąta niech pozostanie więc niezagrożoną domeną matematyków, na czele z Euklidesem.
Świat trójkątny w spektaklu budowany jest w klimacie zakłamanego obiektywizmu albo pozornej niewinności, jak kto woli, czerpiącej z mitologii życia oraz ekspresji werbalnej religii chrześcijańskiej, młodości oraz potencjału tożsamościowego. Wnioski zdają się być uproszczone, co ociera się o karnawałową zabawę w aksjomaty oraz bluźnierstwo. Wyprowadzanie wzoru na pole trójkąta to działania szczątkowe, obarczone eksploracją przenicowanych tez, przypuszczeń, prawdopodobieństwa, ale także z wykorzystaniem nadpisanych społecznie tablic. Postaci Hussakowskiego ubrane scenicznie w kostium charakterystyczny dla oderwanych od rzeczywistości bohaterów, zdają się budzić w kokonie niedopowiedzeń, aby co najwyżej tknąć problem, jaki powstał nagle, niczym chmurka na niebie. Delikatność, ulotność i …polimonogamia, jak proponuje Zdunik.
Nie trzeba studiować gender, aby pozwolić sobie bezwiednie na skojarzenia dotyczące odmienności jako takiej. Nie trzeba nikogo przekonywać, że rozmowa o przekraczaniu granic wiąże się z potrzebą doprecyzowania albo doszacowania doświadczeń. Kiedy ze sceny padają złote myśli dotyczące seksualności indywidualnej, to można się zastanawiać, czy aby przypadkiem nie mamy do czynienia z mało dojrzałym osobnikiem. Kiedy natomiast bohaterowie zmierzają w szybkim tempie do ideologizowania seksualności i jednocześnie zawężają pole konfrontacyjne, można, kolokwialnie rzecz ujmując – odczuwać wyraźny niedosyt. Wolność wyboru staje się dyktatorską jednostką miary, co bardzo wyraźnie zmierza do ideologizacji jednostki jako takiej. Prawo do bycia sobą rozpoznane zostało przez bohaterów jako źródło niezagrożonej kontestacji przeszłości, wychowania, ogólnych norm społecznych. Odrzucenie norm jako takich zmierza w spektaklu do … narzucenia innego porządku, który zostaje w pewnym momencie zawieszony, aby ostatecznie ogłoszony został upadek.
Bohater zbiorowy próbuje poprzez odnalezione punkty styczne zacierać różnice indywidualne i wypracować wzór na uprawianie trójkąta. Delikatność staje się zaproszeniem do otwarcia, zwerbalizowania doświadczeń zmysłowych, które cały czas pozostają jednak w sferze magicznej i bardzo wsobnej. Praca nad „konstytucją trójkątną” prowadzi w spektaklu do separacji społecznej oraz porzucenia odpowiedzialności. Pomysł spłodzenia dziecka poprzez trójkątną układankę spermowo-jajeczkowo-maciczną ma znamiona działania akcyjnego i performatywnego. Nie ma to nic wspólnego z macierzyństwem czy ojcostwem, a jedynie z kosmosem pojęciowej bezradności.
Monika Janik, Monika Kulczyk i Wojciech Marcinkowski starali się zainspirować widza pewną koncepcją wspólnoty wg Jana Hussakowskiego. Z wystudiowanym wyczuciem przechodzili kolejne etapy afirmacji oraz akceptacji partnerskiej. Płynnie korzystali z zasobów skojarzeń, odniesień i schematów percepcyjnych. Udało się im stworzyć pewien rodzaj powierzchownej tajemnicy.
Spektakl został powołany do życia w ramach Festiwalu Nowe Epifanie, którego założeniem jest poszukiwanie nowych, współczesnych epifanii piękna oraz inicjowanie twórczego dialogu artystów z tradycyjną sztuką religijną w duchu „Listu do artystów” Jana Pawła II. Cóż, na poziomie współczesnych olśnień ateuszy czerpiących energię z towarzyskich uniesień – spektakl wpisuje się raczej w dialog z samym sobą, nie dając intelektualnych podniet. Na poziomie religijnym (choć może lepiej duchowym) pozostaje w sferze szeroko ujętego świętokradztwa.