Ciszę, która poprzedzać zwykła pierwsze podniesienie batuty, rozbijają krzyczące akordy z jaskrawo intonującą blachą. Muzyka "Turandot", nie ukończonej opery Pucciniego z 1923 roku, brzmi niesłychanie współcześnie. W pentatonicznym motywie, dość trywialnym muzycznym symbolu Chin, dźwięczy ironia i przyczajona groźba. Nie brak zgrzytliwych zderzeń harmonicznych i fascynujących efektów kolorystycznych (bateria rzadko stosowanych instrumentów perkusyjnych!). Liczne sceny chóralne różnią się barwą i fakturą, wyraz muzyczno-sceniczny góruje w nich nad wokalną siłą śpiewającego tłumu. Jedynie w niektórych partiach solistycznych (Kalafa, Liu) pobrzmiewają echa melodycznej słodyczy, typowej dla Pucciniego, ale szybko wtedy tłumią je interwencje orkiestry, jakby kompozytor walczył w tej partyturze sam ze sobą. Jeżeli w teatrze operowym można mówić o inscenizacji zrodzonej z muzyki, to myślę, iż warszawskiej "Turandot" z końca 1984 roku zdarz
Tytuł oryginalny
Wielkość i upadek Księżniczki Turandot
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4