Chyba w żadnej ze sztuk nie mewi się tyle o zmęczeniu, co właśnie w "Trzech siostrach" Antoniego Czechowa. Udziałem bohaterów tego dramatu jest potworne zmęczenie, nie tylko pracę, która przytłacza zamiast dawać radość, ale po prostu - życiem. Doświadczają oni zmęczenia egzystencjalnego, a jego źródłem staje się zarówno monotonia prowincjonalnego życia, stopniowo lecz konsekwentnie odbierającego nadzieję jakiejkolwiek odmiany, jak i dojmujące poczucie przemijania, przywołujące pytania o sens tej życiowej wędrówki.
W inscenizacji, której Krzysztof Babicki dokonał w Teatrze "Wybrzeże", mijający czas odciska piętno na twarzach (nie na wszystkich, co może nie ma istotnego znaczenia, a może jest celowym zabiegiem), uwidacznia się w sytuacjach, szczegółach wnętrza, a także w pewnych reżyserskich rozwiązaniach, mających uzmysławiać jego upływ. Najpierw więc słychać tylko płacz niemowlęcia; w kolejnej części spektaklu kilkulatek sam wbiega na scenę. Pod koniec przedstawienia Andrzej Prozorow (Krzysztof Matuszewski) przechadza się z wózkiem, w "czarnej" głębi sceny, za przeszklonymi drzwiami, a jego siostry: Olga (Ewa Kasprzyk), Masza (Dorota Kolak) i Irina (świetna w tej roli studentka krakowskiej PWST, Joanna Mastalerz) rozważają odwieczny dylemat wędrówki pokoleń i śladów ludzkiej egzystencji, usiłując wykrzesać w sobie wiarę, że jednak warto żyć. Ale w tych stwierdzeniach więcej jest gorzkiej zgody i przyzwolenia na bieg zdarzeń niż prawdziwej woli poki