To było wydarzenie - dawno w Operze Narodowej tak nie wiwatowano. Niekończące się owacje na stojąco i okrzyki zachwytu - to na cześć Edity Gruberovej, która w niedzielę wystąpiła w koncertowym wykonaniu opery "Roberto Devereux" Gaetano Donizettiego - pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.
Słowacka śpiewaczka w repertuarze belcanta nie ma sobie równych - są takie role, które stały się jej znakiem rozpoznawczym. To Anna Bolena, Lukrecja Borgia i właśnie Elżbieta z "Roberta Devereux". Po dzieło Donizettiego, którego premiera odbyła się w Neapolu w 1837 r., sięga się rzadko, bo aby je wykonać, trzeba mieć w składzie śpiewaczkę, która udźwignie, wokalnie i dramaturgicznie, partię królowej Elżbiety. Śpiewały ją niegdyś Montserrat Caballé i Beverly Sills. Libretto opowiada (zresztą nie do końca prawdziwie) historie czworokąta: królowej Elżbiety I Tudor i jej faworyta Roberta Devereux (hrabiego Essex), który zakochuje się w Sarze, żonie księcia Nottingham. Wzajemne relacje i podstępy prowadzą do śmierci Roberta i abdykacji królowej (która w rzeczywistości nie nastąpiła...). Opera rozgrywa się de facto między czterema postaciami. Gdy śpiewacy są dobrze dobrani, mamy wokalną ucztę. Gruberová w partii Elżbiety od początk