"Pułapka na myszy" w reż. Olgi Lipińskiej w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Olga Koehler w Dzienniku.
Jedną z najstraszliwszych rzeczy, jaka może się przydarzyć reżyserowi, jest stworzenie albo nieśmiesznej komedii, albo nudnego kryminału. Oldze Lipińskiej udało się dokonać tych obydwu rzeczy naraz. Głównym plusem jej "Pułapki na myszy" (na podstawie powieści Agathy Christie) jest to, że nie trwała długo. Udało się uniknąć przerwy i uciec na świeże powietrze. Fabuła sama w sobie jest prosta, wręcz niewinna. Oto mamy odcięty od świata przez śnieg motel, morderstwo. No i dochodzenie, kto jest kim naprawdę, a przede wszystkim: kto zabił i kto zostanie zabity. Teoretycznie na scenie powinny pojawić się pełnokrwiste i ekscentryczne postacie. Dla reżysera taki spektakl to pole do popisu, możliwość zaprezentowania swojej inteligencji, nerwu, żartu i błyskotliwości. Wydawało się, że nic nie może zaszwankować. Właśnie: wydawało się. U Lipińskiej szwankowało aktorstwo, dialogi były drętwe, zachowania dziwaczne, a dykcja marna. Interpreta