Trwające ponad pięć tygodni Wiener Festwochen powoli dobiegają końca. W recenzjach z "Koncertu życzeń" krakowskiej Łaźni Nowej, jedynej w tym roku inscenizacji reprezentującej Polskę, jest nawet mowa o festiwalowym wydarzeniu - pisze Jan Niedziela.
Najpierw było małe rozczarowanie, bowiem w sprawnie zrealizowanej filmowej zajawce Ernsta A. Granditsa, jaką obejrzeliśmy na konferecji prasowej jeszcze przed rozpoczęciem Wiedeńskich Świąt Teatralnych, a która emitowana była również w telewizji austriackiej, zabrakło "Koncertu życzeń". No cóż, festiwalowy program obejmował w tym roku aż 36 inscenizacji, powiedzieliby pewnie organizatorzy. Na otwarcie Frank Castorf zaserwował peregrynacje na temat rewolucji, utkane na kanwie powieści Andrieja Rublowa "Czewengur". I z całą pewnością inscenizacja ta nie będzie należała do jego najlepszych. Zaraz potem okazało się, że moskiewski Mchat przyjechał ze swoim własnym Castorfem - Konstantinem Bomogołowem. Jego "Idealny mąż" Wilde'a przeniesiony w realia dzisiejszego Kremla przypadł wiedeńczykom do gustu, jakkolwiek dało się zauważyć, że jedynie obecni na widowni Rosjanie mogą rozkoszować się każdą aluzją i każdą puentą. Z kolei po "Na dnie" Ko