EN

21.05.2010 Wersja do druku

Wielki Szu z głębokiej prowincji

Mieszkańcy Kowala i okolicznych wsi często mają okazję widywać JANA NOWICKIEGO. Niektórzy kręcą głowami, gdy w upały kroczy ulicami na bosaka. Lubi jeździć na rowerze, czasem zdarza mu się wpaść z kolegami na piwo. Uwielbia wręcz bywać na miejscowym targu.

Słynny aktor Jan Nowicki twierdzi, że każdy musi mieć swój Kowal. Bo życie bywa znacznie gorsze, gdy się go nie ma. W ćwierć wieku później odnalazł się... w piekle. Tylko skąd się tam u diabla wzięło jakieś kujawskie miasteczko? Podczas spektaklu "Powrót Wielkiego Szu" [na zdjęciu] aktorzy warszawskiego teatru Sabat śpiewają na baczność hymn Kowala, a widzowie oglądają fotosy grodu Kazimierza Wielkiego. Jan Nowicki nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że promuje swój rodzinny Kowal. Nigdy ani przez sekundę nie miał podobnego poczucia. Tak, jak się nie promuje własnej matki, miłości czy wiary w swojego Boga. Tylko ma się Go głęboko w sercu i z jakiegoś powodu się w Niego wierzy. - W istocie są dwa najważniejsze bieguny w życiu człowieka: miejsce, gdzie się urodził i to, gdzie stanie jego grób - mówi aktor. - Gdzieś po drodze uświadomiłem sobie nawet nie to, jakie szczęście mieć swój Kowal, ale jak wielkim nieszczęściem jest, gdy

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wielki Szu z głębokiej prowincji

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Pomorska nr 117

Autor:

Dariusz Knapik

Data:

21.05.2010

Realizacje repertuarowe