PO OBEJRZENIU SPEKTAKLU w Teatrze Studio w Warszawie skłonna byłam "dać się pokrajać" za "Pułapkę" {#os#1241}Grzegorzewskiego{/#}, po wieczorze w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu - za "Pułapkę" {#os#2052}Brauna{/#} też. Teraz, po wizycie w stolicy Teatru Wybrzeże z Gdańska, gotowa jestem nadstawić się do tej operacji za wersję {#os#967}Babickiego{/#}. A wszystkiemu najpewniej winien Tadeusz Różewicz, z okrucieństwem geniusza obnażający płycizny myślenia i skłonność do składania marnych szczątków krytycyzmu na ołtarzu wzruszenia. Bo wzruszenie zjawiało się za każdym razem, choć za każdym razem, rozkładając spektakle na części, można się było w nich doszukać najrozmaitszych skaz. Grzegorzewskiemu np. łatwo można było zarzucić narcystyczne estetyzowanie. I niektórzy recenzenci mówili: dziwaczy, jak to zwykle on. W dodatku mając do dyspozycji sztukę wspaniałą - opowiadającą symboliczną historię ludzkiego l
Tytuł oryginalny
Wielki smutek, mały śmiech
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Kulturalny nr 49