Nie skłaniam się do rozumienia "mitu Rozmaitości" jako opowieści próbującej dać wyjaśnienie odwiecznych zagadnień bytu ludzkiego, mistyki, fascynacji śmiercią, życia i śmierci, dobra i zła, sensu ludzkiego bytu. W wypadku teatru przy Marszałkowskiej bliższa mi jest inna definicja mitu. Chodzi o podtrzymywane fałszywe mniemanie o rzeczy, zjawisku czy człowieku - pisze Tomasz Mościcki w Odrze.
Koniec mitu TR Warszawa - tak w Listopadzie zeszłego roku Tomasz Plata skwitował w "Dzienniku" premierę "Szewców u bram", czyli widowiska Jana Klaty, które miato dać początek nowemu etapowi niegdysiejszych Rozmaitości. Nie był odosobniony. O spektaklu Klaty źle mówili nawet ci, którym jeszcze rok wcześniej taka konstatacja nie przeszłaby przez klawiaturę komputera. Tak, to jest koniec mitu. Mitu podtrzymywanego od ponad dekady. Zależy jednak, co rozumiemy poprzez pojęcie mitu. Zaliczam się do tych, którzy w ten mit nigdy nie uwierzyli. Nie skłaniam się do rozumienia "mitu Rozmaitości" jako opowieści próbującej dać wyjaśnienie odwiecznych zagadnień bytu ludzkiego, mistyki, fascynacji śmiercią, życia i śmierci, dobra i zła, sensu ludzkiego bytu. W wypadku teatru przy Marszałkowskiej bliższa mi jest inna definicja mitu. Chodzi o podtrzymywane fałszywe mniemanie o rzeczy, zjawisku czy człowieku. Chorobliwą skłonność do zmyślania kłamliwych opowie