Trzygodzinny występ Stanisława Tyma jest na przemian: kabaretem, monodramem, kazaniem, wiecem i rozprawą naukową. A sam Tym to jeden z ostatnich kabareciarzy, którzy wciąż "trzymają poziom". "Kawałek szczęścia V", czyli uaktualnioną mutację jednego programu, można było obejrzeć w piątek w Teatrze Buffo. Zaczęło się wdzięcznie dwukrotnym wejściem wykonawcy: - Bo na koniec, proszę państwa, rzadko takie brawa dostaję. Potem artysta wytłumaczył scenografię: czerwony ręcznik posłuży do ocierania czoła, a woda do przepłukiwania zaschniętego gardła, oraz obiecał, że tytuł programu rozszyfruje na końcu - w nagrodę dla najwytrwalszych. Dowcipy Tyma są zgrabne, np.: "w teatrach budowanych za czasów PRL-u można się udusić, bo wówczas liczył się człowiek, a nie klimatyzacja". Niepotrzebnie więc artysta kokietował publiczność, mówiąc, jaka jest wspaniała. Przedni był jednak pomysł z zaprzysiężeniem widowni na polski kodeks honor
Tytuł oryginalny
Wielki językoznawca
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Gazeta Stołeczna nr 85