Przez pierwsze minuty ogląda się tę rzecz jak kasowy klip z Madonną w roli głównej. Pozostałe dwie godziny da się przyrównać do niskobudżetowej reklamy rodzimych grzejników w Telewizji Kraków.
"Czarownice z Salem" Arthura Millera to jeden z najbardziej pociągających tekstów w XX-wiecznej literaturze dramatycznej. Amerykański autor w formie "reportażu historycznego" przywołał autentyczny dramat tamtej epoki i tamtej, zapisanej w tytule, konkretnej mieściny. Przez to, że nie przebierał bohaterów sztuki w szaty współczesności, jego przekaz jest ponadczasowy. Może być wykorzystany przez teatry różnych epok jako rozrachunek z totalitaryzmami każdej maści i każdego kalibru. Millerem można więc chłostać faszystów, komunistów, syndykalistów i bezpardonowych nowych ludzi ery kapitalizmu. Można w nim wyczytać wstręt do piewców każdej ideologii, jeżeli ponad człowieka stawiają doktrynę. Jądrem tego tekstu, przynajmniej w moim prywatnym czytaniu, nie jest jednak rozliczanie się ze zbawczymi teoriami jakiejkolwiek maści. Miller sięga głębiej. Do osobistych motywacji, które obdarzoną wolną wolą czynienia dobra lub zła jednostkę stanowią c