Ja się patrzę i miarkuję. Tak bogata jest nasza polska mowa, czy nie można było czegoś lepszego użyć, w miejsce do cna wytartego "chuja"? Choćby gnida, wesz, podlec, zaprzaniec, albo (poczciwa) świnia czy (elegancka) kanalia? - pisze Anna Schiller w felietonie dla e-teatru.
Nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku. A jednak na śmiech mi się zbiera, kiedy słyszę o reperkusjach użycia przez Dyrektor budżetowego teatru wyrazu "chuj" dla określenia namiestnika kościoła. Jeszcze mi weselej, gdy po stronie kultury wrzeszczą o wolnej Polsce, a w niej wolności słowa. Pękam ze śmiechu, gdy Pani Dziekan z katolickiego uniwersytetu w proteście przeciw ewentualnemu zwolnieniu Pani Dyrektor podaje się do dymisji. Chrześcijanie domagają się dymisji Dyrektor, ludność kulturalna wychodzi manifestować pod siedzibę Prezydenta miasta, a Prezydent oświadcza, że chętnie by zwolnił Dyrektor, lecz nie wie, czy to zgodne z prawem. Zwala więc wszystko na żydów, pardon, prawników, umywa ręce, Piłat cholerny. Porywa mnie śmiech pusty. I mamy: Ewa Wójciak, Chrystusem kultury. Litość i trwoga. Nie ona pierwsza tak wywindowana; przed nią plastyk Nieznalska instaluje męską mękę na siłowni obok genitalii na krzyżu. Obeszło się bez brzydki