Nasza telewizja wystąpiła w okresie świątecznym z programem bogatym i obszernie zaplanowanym. Co prawda nie zawsze ta ilość przechodziła w jakość, ale na ogół biorąc goście świąteczni od telewizorów nie uciekali.
Na czoło programu teatralnego wysunęły się oczywiście niezawodne Fredrowskie "Damy i Huzary" w inscenizacji telewizyjnej Józefa Słotwińskiego, trochę odmiennej w koncepcji od dotychczas realizowanych spektakli. Do tej odmienności przyczyniła się niewątpliwie scenografia Xymeny Zaniewskiej zmuszająca reżysera do szukania nowych rozwiązań sytuacyjnych. Mogła się podobać również starannie, choć nie zawsze trafnie dobrana obsada wykonawców. I tak np. wydawało się, że Jacek Woszczerowicz nie najlepiej się czuł w roli Rotmistrza, przesuwając jej akcenty za często w stronę groteski. "Zazdrość Kocmołucha" (nawiasem powiedziawszy nad tym tytułem zaciążył autorytet Boy'a Żeleńskiego; Kocmołuch, to u nas raczej synonim niechlujnej kucharki, popychadła kuchennego. Słuszniejszym byłby tytuł: "Zazdrość gamonia, fujary") - to jedna z pierwszych komedii Moliera, trochę jeszcze nieporadna, prawie bez akcji, o ledwo zaznaczonym temacie. Jednak już w