Nie owijając w bawełnę - mam swoje własne kłopoty z Norwidem-dramaturgiem. Norwida-liryka przyjmuję jak poetę żywego i wciąż jeszcze odkrywczego. Dramaty, choć tak łączą się z norwidowską liryką i choć nie tak trudno dokopać się w nich pokładów rzadkich bogactw, odbieram z szacunkiem i... chłodem. Nie umiem ich przełożyć do końca na wartości współczesne, a teatru filologicznego nie uwielbiam, mimo pełnego uznania i dla tradycji, i dla nauk humanistycznych. Kłopoty z Norwidem są tym większe, że nie bardzo radzimy sobie - jak dotąd - w teatralnej praktyce z pełną realizacją jego koncepcji scenicznych nie przystających dokładnie - co się powszechnie podkreśla - do żadnych odziedziczonych tradycyjnych stylów. Cóż dopiero mówić o transponowaniu tego we współczesność... Sądzę, że kłopoty z Norwidem mieli wszyscy, którzy próbowali realizacji jego utworów scenicznych. I będą je mieli nadal, co naturalnie nie j
Tytuł oryginalny
Wieczory z Norwidem
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza nr 242