"Mistrz i Małgorzata" w reż. Waldemara Wolańskiego w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Kiedy Cyncynatowi C., któremu w prologu "Zaproszenia na egzekucję" Vladimira Nabokova wyrok śmierci ogłoszono szeptem, przyszło żegnać się z życiem - świat okazał się odpustową tandetą. Wszystko objawiło tingel-tanglową naturę. Tekturowe lasy, tekturowe fasady kamienic, tekturowy zmierzch. Napaćkane barwy, zapachy kwiatów jakby z dezodorantu, szum wiatru wprost z teatralnego wehikułu do robienia wichru w scenie szaleństwa Leara. Wszystko było z tektury. Nawet liście. Wszystko było z tektury, tylko śmierć nie była z tektury. Pod niebem z pozłotką, na oczach makietowych ludzi - Cyncynatowi C. przyszło zdechnąć naprawdę. W "Mistrzu i Małgorzacie" Michaiła Bułhakowa, którą to arcyopowieść Waldemar Wolański w Grotesce wyreżyserował, zdychanie lalek ma tę samą cierpkość. Tak samo odpustową, pozornie dziecinną. Ot, coś między Matką Boską z gipsu a krokodylem z szarej gumy. Ból jakby na niby. No, przecież to lalki... Przecież to tylko