Wczorajszym występem w Warszawie Renée Fleming potwierdziła, iż jest gwiazdą. I potrafi cieszyć się tym, że śpiewa
Renée Fleming zachwycona entuzjastycznym przyjęciem warszawskiej publiczności - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Dawno polska publiczność nie spędziła tak bezpretensjonalnego wieczoru z artystką, która znajduje się na światowym topie. Renée Fleming, którą Ameryka uwielbia, a Europa marzy, by zechciała częściej przyjeżdżać, śpiewała arię za arią, w przerwach dowcipnie opowiadając o utworach, które wybrała. Jest świadoma pozycji, którą zajmuje, ale nie przyjmuje gwiazdorskich póz, nie stara się olśnić efektownymi popisami wokalnymi i tanimi sztuczkami. Jest mistrzynią delikatnych nastrojów i cieniowanych długich fraz snujących się melancholijnie, którym potrafi nadać wiele znaczeń. Żadna z obecnych primadonn nie może jej dorównać w subtelności wokalnej, nawet jeśli już czasem słychać, że nad urodą głosu zaczyna u niej przeważać technika. Ten rodzaj śpiewania potrafi docenić wrażliwa publiczność. Ta, która stawiła się tłumnie w Operze Narodowej, słuchała z ogromną uwagą, ale temperatura sali wzrastała stopniowo. Początek zresz