Następna po "Królu Edypie" i "Persefonie" premiera Opery Warszawskiej nie wzbudziła podobnej jak tamta sensacji, ale niewątpliwie również stała się ważnym wydarzeniem w naszym życiu kulturalnym.
Przede wszystkim - ubożuchny jak dotąd polski repertuar stołecznej sceny operowej wzbogacił się za jednym zamachem, o trzy wartościowe pozycje, z których w dodatku dwie nigdy dotąd nie były wykonywane w wersji scenicznej. "Wierchy" - balet-pantomima z udziałem chóru i solistów, szczytowe chyba osiągnięcie twórcze przedwcześnie zmarłego Artura Malawskiego, były pierwszym na naszym gruncie od czasów Karola Szymanowskiego dziełem wielkiego formatu, odzwierciedlającym pełen poezji i swoistej surowej egzotyki klimat polskich gór i przebogatego góralskiego folkloru. Nie stał się jednak Malawski - co byłoby dlań z pewnością drogą łatwiejszą - naśladowcą twórcy "Harnasiów", lecz poszedł dalej w kierunku artystycznej sublimacji tematu: nie ma w "Wierchach" ani jednego bodaj bezpośredniego cytatu z góralskiej muzyki ludowej, jest natomiast wyrażona współczesnymi środkami kompozytorskiej techniki kwintesencja jej cech charakterystycznych, jej klimat, j