Znów został po nim lichy burdel smętnych resztek. Zawsze zostaje tylko tyle. Żenujące nic. Ohyda sprzętów, nędza tapet, tłusty brud, odór wściekłej myszy. W istocie nie stać go na więcej. Gdy odchodzi - wybija godzina sprzątania. Nic wielkiego, idzie o zwyczajną, ludzką higienę. Trzeba chwycić za łopatkę, szczotkę, szmaty i wiadro z gorącą wodą. Jak powiadają - nie można żyć w chlewie. Widziałem przedstawienie "Kronika zapowiedzianej śmierci", co je do Krakowa teatr Wybrzeże z Gdańska przytaszczył. Zabieram się za porządki. I dumam z mokrą ścierą w garści. Gombrowicz rzekłby o nim: Maluś. Tak, podstarzały Maluś wielogłowy. Płeć nie gra roli. Ma twarz zapiekłego dziennikarza od sensacyjek - a jest człekiem teatru. Stylistyczny szczyt jego myślenia o świecie to PAP-owskie newsy - a zabiera się za dłubanie w największych zdaniach ludzkości, choćby, jak w czwartek, w akapitach Gabriela Garcii Márqueza. Wielbi bydlęcą subtelność
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 95