Przez ostatnie sezony polski teatr nabrał trochę luzu. Wciąż chce mówić o rzeczywistości, ale szerzej otworzył oczy i zmienił język. Ponure dramaty egzystencjalne zastępuje ostatnio rodzima komedia - pisze Aneta Kyzioł w tygodniku Polityka.
Ciapowaty pan młody, jego porywczy ojciec, przyrodni brat, przyjaciel, a także gość ze strony panny młodej oraz rzekomy obiekt jej westchnień i kelner - siedem definicji słowa "męskość" siedzi, pije i dyskutuje, starając się zrozumieć, dlaczego przed ołtarzem panna młoda nagle oświadczyła, że jej serce należy do innego, rzuciła się na szyję przypadkowemu facetowi, po czym wybiegła z kościoła. Tak w skrócie wygląda fabuła "Testosteronu" Andrzeja Saramonowicza, polskiego hitu teatralnego ostatnich lat. Komedia została z powodzeniem wystawiona w sześciu teatrach, także w słowackiej Nitrze, a warszawski Teatr Montownia - z myślą o aktorach którego powstała - zagrał ją już ponad trzysta razy dla stu tysięcy widzów. Sztuka zdążyła wywołać gorące dysputy z udziałem środowisk feministycznych, doczekała się "kobiecej" odpowiedzi, a w lutym na ekrany wejdzie wersja filmowa. Sukces "Testosteronu" pokazał, że nie tylko kino, ale także teatr cze