Gwardia jeszcze młodych, niepokornych reżyserów chce zmienić oblicze polskiego teatru / brawo! /, ale nie chce tego robić razem z publicznością. Pędzi do przodu / ? / nie oglądając się do tyłu. Ucieka się do swoistej indoktrynacji, prowokacji, a także kompletnego lekceważenia gustów estetycznych i upodobań widzów /a widz ma do tego prawo!/ - pisze Józef Jasielski w serwisie Teatr dla Was.
Czy artysta musi się liczyć z odbiorcami swoich dzieł? Czy ma ich na siłę i egoistycznie "przerabiać w aniołów", czy też schlebiać ich gustom i oczekiwaniom ? Tak dawniej, jak i dzisiaj, rozstrzyga o tym czynnik prozaiczny - pieniądze. Tak dawniej, jak i dzisiaj, artysta nie może się obejść bez prywatnego czy państwowego mecenatu. Najboleśniej to widać w instytucjach teatralnych, które egzystują na samorządowym garnuszku. Na relację między artystą i widzem rzutuje najmocniej postawa " twórczej wolności artysty". Przyjęło się, że wszelkiego typu "ograniczenia" nie sprzyjają kreatywności. Teza dosyć dyskusyjna, bo przecież nic tak nie rozbudza kreatywności, jak przełamywanie własnych ograniczeń i oporów, poszukiwanie rozwiązań wbrew przyzwyczajeniom widzów bez wykluczania ich z tego procesu Gwardia jeszcze młodych, niepokornych reżyserów chce zmienić oblicze polskiego teatru / brawo! /, ale nie chce tego robić razem z publicznością. Pędzi