WIDMO zgody krąży nad polskim teatrem. W światłach rampy ciągle ktoś komuś podaje rękę i poznaje w nim brata. Ktoś kogoś klepie przyjacielsko po plecach, ktoś komuś zapomina przewiny. Publiczność zaś, zapatrzona w tę teatralną blagę, tęskni, wzdycha, czasem nawet nieśmiało przyklaśnie. Potem zaś zapala się światło i rozczuleni widzowie wstają z miejsc, patrząc z niedowierzaniem na puste rzędy foteli poza sobą... Słowa o zgodzie padają do prawie pustej sali, albo - gdy przestraszone i niepewne odczytywane z kartki - do milczącego, ale liczniejszego już audytorium. A przecież pochodzą one z komedii, gatunku najpopularniejszego, a do tego także są klasyką narodową. "Zemsta" hrabiego Fredry oraz "Krakowiacy i górale" Bogusławskiego okupują dwie najpoważniejsze warszawskie sceny: Teatr Polski i Narodowy; w obu przypadkach nie spełniając nadziei - smucąc miast bawić. I skłaniając do zamyślenia. Kazimierz Dejmek wystawił "Zemstę" w 190 r
Tytuł oryginalny
Widmo zgody
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 43