"Widma" Moniuszki - pierwsza premiera w odbudowanej Sali im. Bogusławskiego - to mieszanka dziwacznych pomysłów inscenizacyjnych i scenograficznych. W dodatku niektóre z nich niepokojąco przypominają wcześniejsze przedstawienia Warszawskiej Opery Kameralnej zrealizowane przez tego samego reżysera i scenografa
Nie wiadomo, dlaczego właściwie w programie spektaklu widnieje określenie "scenografia", skoro jej prawie nie ma. Samą ideę można zrozumieć - chodziło zapewne o zaprezentowanie technicznych możliwości odbudowanej po pożarze sceny. Gorzej, że na tej gołej scenie pojawiają się powtórzenia z poprzednich, głównie Mozartowskich realizacji reżysersko-scenograficznego tandemu Ryszard Peryt - Andrzej Sadowski. Chór śpiewa początkowo na rusztowaniach, potem schodzi po schodach. Dwa Aniołki zjeżdżają na wąskim podeście szerokości całej sceny. Zosia z kolei wjeżdża na wózku, na którym znajduje się fragment z pamiętnej dekoracji do wystawionej w Warszawskiej Operze Kameralnej młodzieńczej opery Mozarta "Il re pastore". Także kostiumy Złego Pana, Sowy i Kruka żywcem przypominają te z Mozartowskich realizacji Sadowskiego i Peryta - "Thamosa", "Don Giovanniego" czy tych z udziałem mimów. Z Warszawskiej Opery Kameralnej realizatorzy sprowadzili też