- Widmo Księcia Poniatowskiego przez dekady przypominało o obowiązku życia i umierania dla ojczyzny, ale na próbach "Ułanów" rozmawialiśmy też o współczesnej niemocy takich widm, o ich słabnięciu. Był nawet pomysł, by pod koniec spektaklu widmo wychodziło na scenę z kroplówką - mówi Dominika Kluźniak, aktorka Teatru Narodowego, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem w Teatrze.
JACEK CIEŚLAK Uprzedziła mnie Pani, że czas naszej rozmowy ogranicza odbiór dzieci ze szkoły. Czy to efekt przyspieszonego kursu patriotycznego macierzyństwa, jaki przechodzi Pani wraz z bohaterką Zosią w "Ułanach" Jarosława Marka Rymkiewicza, wyreżyserowanych przez Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym? DOMINIKA KLUŹNIAK Czy mam mówić jako Dominika Kluźniak-matka? CIEŚLAK Mówiąc o sztuce, bądźmy może blisko życia... Na Zosi spoczywa obowiązek urodzenia mesjasza, który zbawi Polskę. W tym dziele ma jej pomóc poeta Lubomir, jednak o względy Pani bohaterki zabiega także Feldmarszał - nie-Polak, co urodzinom zbawcy ojczyzny może przeszkodzić. KLUŹNIAK Podczas prób musieliśmy niektóre kwestie nazwać wprost, żeby potem móc je pocienić albo pogrubasić. Padały pytania o to, czego Zosia chce i co wybiera. Czy ulega presji, czy ma coś sama do powiedzenia? Mówiliśmy też o bardzo prostej potrzebie Zosi, żeby się po prostu, jak to się mówi,