Inauguracja odbudowanej po pożarze sceny dramatycznej Teatru Narodowego przebiegała w atmosferze skandalu towarzysko-politycznego. Drugi z wieczorów uroczystości otwarcia, podczas którego wysłuchaliśmy koncertowego wykonania mało znanej opery Amilcare Ponchiellego "I Lituani" ("Litwini"), także nie przyniósł rewelacji poza znakomicie przez Izabelę Kłosińską zaśpiewaną partią solową.
I właściwie to dopiero "Widma" Stanisława Moniuszki były pierwszym spektaklem przygotowanym na tej scenie i dla tej sceny. Sam pomysł inscenizacyjny zdawał się podkreślać wyjątkowość sytuacji. Mamy przed sobą wielką, pustą scenę z obnażonymi pomostami, oświetleniem i całą maszynerią. W tym surowym pudle sceny, która dopiero zacznie obrastać scenograficznymi wizjami, kreacjami aktorskimi, kreowanymi przez reżyserów światami rozpoczyna się wielkie misterium "Dziadów". I znów przywołanie w tym momencie właśnie II części tak wyraziście określającej hierarchię wartości moralnych i ich ważność w istnieniu każdego życia ludzkiego jest czymś więcej niż tylko uczczeniem wieszcza i polskiej tradycji literackiej z okazji otwarcia Narodowej sceny. A że przywołanie Mickiewicza dokonuje się wespół z przywróceniem naszej świadomości także niezwykle ciekawej i pięknej muzyki Stanisława Moniuszki, tym większy to atut przedstawienia. Uwa�