Kuriozum zmaterializowało się: w Teatrze Wielkim i Muzycznym w Łodzi odbyły się premiery "Wesołej wdówki" Lehara. To, co pod swoim szyldem pokazał Teatr Wielki, porównać można jedynie do lumpeksu, w którym eksplodowała bomba. Kretynizmy, jakie mnożyły się na scenie niczym króliki, firmowała niejaka Annette Wolf, reżyserka z Niemiec. Artystka nie zauważyła w libretcie "Wesołej wdówki" ani jednej przewodniej myśli, czego konsekwencją stało się odarcie operetki (inna rzecz, nie najlepszej) z jakiejkolwiek myśli w ogóle. Akcję, toczącą się w Paryżu, pani Wolf umieściła w ostatnich 40 latach (na ścianie wisi jedna z "Monroe" Andy Warhola), nie wiadomo tylko w których, bo kostiumy to przegląd podmiejskiego bazaru na przestrzeni kilku epok. Dziwny i ten Paryż, i paryżanki, a jeszcze dziwniejsza ambasada nieistniejącego Pontevedra. W owej ambasadzie podczas rautu goście, na zmianę za służbą, chowają się do kanap, tancereczki wchodzą na mizern
Tytuł oryginalny
Wesołe wdówki wyszły bokiem
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki nr 89