CZWARTY raz odbyła się Lubelska Wiosna Teatralna. Widzowie do tego stopnia uznali ją za swoją, że brak biletów w kasie poczytywali za afront ze strony teatru. Kolejka po bilety zakręcała aż do "Sezamu", biuro obsługi widzów zamieniało się w biuro przepraszania widzów, za to że nic więcej nie da się dla nich zrobić, poza wpuszczeniem "na stójkę". I bywało, że cztery godziny i dwadzieścia minut stali widzowie na "Mistrzu i Małgorzacie", dzięki czemu zresztą nie musieli potem wstawać do standing ovation. Bo w Lublinie - podobno - jak nigdzie indziej teatr się kocha, że uuch! Dlatego finansowe obiekcje utrzymania lubelskich spotkań z teatrem, są dla widzów nie do przyjęcia. Cóż z tego, że Teatr im. J. Osterwy występuje w roli tego, który chce się spotkać, a nie ma na kawę, skoro zdaniem widzów kawa musi być przez kogoś postawiona. Przez kogo - widza nie obchodzi, dopóki sam nie płaci. Nawiasem mówiąc jeden bilet powinien kosztować średni
Tytuł oryginalny
Wesołe ryzyko, czyli wiosna teatralna
Źródło:
Materiał nadesłany
Sztandar Ludu nr 127