"Zabobon czyli Krakowiacy i górale" w reż. Janusza Józefowicza w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Ruchu Muzycznym.
Czy znęcanie się nad najnowszym osiągnięciem Opery Narodowej - inscenizacją "Zabobonu czyli Krakowiaków i górali" - ma jeszcze rację bytu? Po spektaklu przejechali się, jak po łysej kobyle, wszyscy komentatorzy prasy codziennej i tygodniowej, jednomyślni jak nigdy. Obelgi były tak wściekłe, że obaj panowie Janusze - reżyser Józefowicz i dyrektor Pietkiewicz - powinni z miejsca popełnić seppuku (gdyby przyjąć mało skądinąd prawdopodobne założenie, że krytyka ich cokolwiek obchodzi). Niekiedy święte oburzenie niosło recenzentów nawet za daleko w ekstrapolacjach - gdy na przykład pytali grzmiąco, jakim czołem teatr operowy w ogóle śmiał angażować do realizacji klasycznego utworu specjalistę od rozrywki. A skąd miał brać inscenizatora? "Zabobon" to przecież dzieło lekkiego kalibru, konwencjonalna komedia śpiewano mówiona, mocno przysypana kurzem czasu. Fachowiec od widowisk rozrywkowych miał szansę ją ożywić - gdyby umiejętności rozbawi