WPADAJĄ NA SALĘ i ci w sukmanach, i ci we frakach, rozśpiewani; na pustej scenie, w izbie niebieskiej, jak farbka do bielizny, Matki Boskie Ostrobramskie, Częstochowskie, pawie pióra, sztalugi, skrzynie malowane, potężny lichtarz, przed sceną chłopski wóz pełen słomy, nad sceną - papierowe bukiety. Przed teatrem - baba zmiata słomę wokół chochołów. W hallu teatru - biały koń, kupił go za ciężkie dolary w Polsce mister Verny Hora. Zaczyna się więc tarnowskie "Wesele" już na ulicy; jakby już trwało przed naszym wejściem do teatru, jakbyśmy wchodzili, spóźnieni, na którąś tam jego cząstkę. Gdy wychodzimy - ono także trwać będzie dalej, znowu bez nas i powinniśmy to ponieść z sobą w naszej świadomości. Byliśmy bowiem raz jeszcze jego świadkami; jak w życiu zdarza nam się parę wesel znajomych - tak na scenie oglądamy też któreś tam z rzędu "Wesele". Wyspiańskie. Ale przecież Wyspiańskie "Wesele" widywaliśmy poprzez Hanuszki
Tytuł oryginalny
Wesele zaczęte na ulicy
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowiny nr 50