Dzięki maksymalnemu ujednoliceniu i "uproszczeniu" inscenizacji oraz wnikliwemu rozczytaniu tekstu, reżyserce udało się dotrzeć do esencji dramatu, przywrócić pierwotne znaczenie wesela jako rytuału - o "Weselu" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Dominika Lutobarska z Nowej Siły Krytycznej.
Według ludowych przesądów czarny strój na ślubie i weselu nie uchodzi, bo przynosi nieszczęście - czerń w naszej kulturze zarezerwowana jest dla obrządków żałobnych. Tymczasem "Wesele" Augustynowicz skąpane jest w czerni, weselnicy w czarnych, prostych, współczesnych strojach przywodzą na myśl żałobników zatraconych w mechanicznym tańcu. Tańcu śmierci. Chochoł (Anna Januszewska) krąży od początku spektaklu, po scenie i między publicznością. Widzowie stanowią część tego Wesela, są gośćmi, świadkami i uczestnikami. Aktorami, rekwizytami, elementem scenografii, nieodłączną częścią spektaklu. Inaczej niż w "Miarce za miarkę" - publiczność nie została przeniesiona na scenę, a aktorzy nie wychodzą bezpośrednio z widowni: tu scena rozszerza się na widownię, aktorzy zawłaszczają niemal całą przestrzeń teatralnej sali, publiczność automatycznie staje się pełnoprawnym partnerem gry, weselnym gościem. Wszystko z czym mamy do czynie