Co za radość zawsze z tego "Wesela"! Prawie zawsze, bo trzeba wyjątkowo głuchego reżysera lub strasznego megalomana pożeranego butą dowolnych weryfikacji, by tę arcysztukę rozłożyć. Jan Kulczyński właśnie dał w telewizji nową premierę dramatu. Jakże się to cudownie oglądało, jak brzmiał tekst tej najbardziej współczesnej sztuki polskiej! I właściwie z przepływaniem kadrów, oko w oko w intymnej niemal rozmowie bohaterów sztuki z widzami, odpuściliśmy nawet pewne pretensje do reżysera, który pozbawił przedstawienie przestrzenniejszego kontekstu scenicznego, zbiorowego planu wesela. Pozostał dyskurs w cztery oczy. Był to bowiem prawdziwie telewizyjny spektakl, który wykorzystał technikę i poetykę ekranu do tej rozmowy o Polakach i Polsce. Jest bowiem czas dla takiego dialogu, bo się w każdym z nas coś zbiera. Choć pospolitość skrzeczy, bałamućmy się po polsku, póki młodzi, póki młodzi, nim przyjdzie czas, że nas oc
Tytuł oryginalny
Wesele po Sierpniu
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 13