- Mając szesnaście lat pierwszy raz widziałem filmową wersję "Wesela" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Pamiętam, że film obejrzałem wtedy aż pięć razy. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie, zwłaszcza III akt i samo zakończenie sztuki - mówi GEZA BODOLAY, reżyser dramatu w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie.
Dziś w Teatrze im. Słowackiego premiera "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego, w reżyserii Gezy Bodolaya. Z twórcą spektaklu rozmawia Joanna Weryńska Skoro węgierski reżyser zabiera się za arcypolski dramat, jakim jest "Wesele", to musi mieć ku temu jakieś istotne powody. Co spowodowało, że zdecydował się Pan wystawić je w Krakowie? - "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego fascynowało mnie już od wczesnej młodości. W1999 roku zrealizowałem sztukę "Węgierskie wesele", opartą na tym dramacie. Zrobiłem je dla Węgrów, z węgierskimi aktorami i myślałem, że tym zakończyłem swoją przygodę z Wyspiańskim. Wystawienie "Wesela" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego zaproponował mi Krzysztof Orzechowski, dyrektor krakowskiej sceny. Było to w Toruniu po spektaklu "Śmierć Dantona" Georga Buchnera, który tam pokazałem. Takiej propozycji nie mogłem odrzucić. Wspomniał Pan o młodzieńczej fascynacji tym dramatem. Kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan