Po owacjach i bisach gromkie "Sto lat" zakończyło sobotnią, uroczystą premierę "Wesela" w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Radomiu. I choć nie było go ani u Wyspiańskiego, ani w scenariuszu, aktorzy dedykowali je gronu znakomitych kolegów, którzy w tym dniu świętowali swoje jubileusze artystyczne właśnie w "Weselu".
Trzy godziny wcześniej, tuż przed premierą, "Kurier" umówił się na spotkanie z Zygmuntem Wojdanem, dyrektorem teatru i reżyserem przedstawienia, który "Weselem" uczcił 40-lecie swojej pracy artystycznej. AGNIESZKA KOBYLIŃSKA: Tyle lat w służbie teatru i pierwsze "Wesele"...? ZYGMUNT WOJDAN: Tak. To dwa wielkie wydarzenia w moim życiu. Jubileusz i "Wesele". Tym wybitnym dziełem polskiej dramaturgii zamykam pewien etap mojej działalności artystycznej. "Wesele" fascynowało mnie przez całe życie, ale dopiero jako człowiek dojrzały pokusiłem się o jego realizację. To nobilitacja, zarówno dla mnie, jak i dla całego zespołu. AK: Co było w Pana 40-letniej karierze artystycznej najważniejsze? ZW: Zawsze praca reżyserska. Dla niej zrezygnowałem z aktorstwa i twórczości literackiej. Po dziesięciu latach grania w teatrach poznańskich i warszawskich zdecydowałem się na studia reżyserskie. Ukończyłem je. Przez wiele lat prowadziłem teatr w Bydgosz