Nad każdym reżyserem przystępującym do pracy nad arcydziełem Wyspiańskiego ciąży potężne brzemię tradycji. "Wesele" posiada własną przeszłość, niemal jak człowiek. Jest to tym bardziej niezwykłe, że każda realizacja "Wesela" natychmiast potwierdza ciągłą współczesność dramatu. Nawet więcej niż współczesność - prawie aktualność. Czy nie ma w tym paradoksu, że utwór sprzed siedemdziesięciu sześciu lat może być zwyczajnie aktualny? Pierwsze obrazy "Wesela" w Teatrze Starym budzą gwałtowny sprzeciw. Nie dlatego, że scena w niczym nie przypomina wnętrza bronowickiej chaty. Nie dlatego również, że muzyka brzmi inaczej, mniej autentycznie. W przedstawieniu Jerzego {#os#1241}Grzegorzewskiego{/#} dziwi przede wszystkim, coś co najlepiej nazwać rytmem spektaklu - ten sam pierwszy akt, który zazwyczaj uderzał barwnością i zawrotnym tempem akcji, składający się z krótkich, ostro zarysowanych scenek, tu toczy się wolno w nastro
Tytuł oryginalny
Wesele
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski Nr 140