Każde pokolenie ma swoje "Wesele". Czy z wystawionego u progu nowego tysiąclecia dramatu Wyspiańskiego wyłania się jakiś Polaków portret własny Anno Domini 2000? Pytań rodziło się tym więcej, im większe były oczekiwania na to zapowiadane od miesięcy wydarzenie. Jedno jest pewne: Jerzy Grzegorzewski zrezygnował tym razem ze śmiałej symboliki, do której przyzwyczaił nas w dotychczasowych realizacjach. Zwolennicy artystycznych prowokacji czuli się nieco zawiedzeni, przywiązani do teatralnej tradycji delektowali się urodą dzieła, rytmami wiersza Wyspiańskiego i znakomitej muzyki Radwana, nie mając tym razem powodu, by pomstować na cięcia, skróty, dekompozycje. Reżyser wykorzystał szansę zaprezentowania całego zespołu Teatru Narodowego. Mimo wierności duchowi sztuki, niemal każdej z postaci przydał Grzegorzewski nowe znaczenia interpretacyjne. Poeta, w wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego, jest tyleż naiwny, co megalomański, trudno uwierzyć w cierpieni
Tytuł oryginalny
"Wesele" 2000
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 5