Blisko sześćdziesiąt lat minęło od dnia, w którym "Werther" Masseneta po raz ostatni pojawił się na warszawskiej scenie. W ogóle zresztą Massenet od dawna pomijany jest w repertuarze Teatru Wielkiego, choć przecież jego "Manon", "Thais" czy "Don Kichot" warte są przypomnienia i coraz częściej przypominane są na zagranicznych scenach. Co więcej, myślę, że z tych kilku najwybitniejszych dzieł francuskiego kompozytora "Werther" jest pozycją najmniej atrakcyjną, a jednocześnie najtrudniejszą do realizacji, więc warto by się może zastanowić, czy właśnie w jej wypadku wysiłek podjęty przez Operę Narodową istotnie się opłacił, chociaż... Chociaż, jeśli dzięki tej premierze mogliśmy poznać tak znakomitą śpiewaczkę jak Stefania Kałuża, to jednak na pewno było warto! Pomysł napisania "Werthera" poddał Massenetowi jego wydawca, a był to pomysł niebywale kasowy. "Cierpienia młodego Wertera" Goethego, opublikowane w roku 1874 były w owym
Tytuł oryginalny
"Werther" w Warszawie - czy było warto wznawiać? (fragm.)
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 3