"Werter" w reż. Michała Borczucha w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Tomasz Kireńczuk w Teatrze.
Werter w przedstawieniu Michała Borczucha nie jest romantykiem, choć z romantycznym sztafażem mierzy się od pierwszego pojawienia się na scenie. Bosy, ubrany w białą, poplamioną, rozchełstaną koszulę i wywrócone na lewą stronę czarne spodnie wygląda tak, jakby w ironicznym geście próbował zdystansować się od samego siebie, od mitu, który niewiele ma już z nim wspólnego. Żółtą kamizelkę zastępuje wykładzina w tym kolorze, po której Werter (Krzysztof Zarzecki) będzie pląsał kontredansy podczas pierwszego spotkania z Lotą I (Marta Ojrzyńska). Bezkresne przestrzenie Wahlheimu wypierane są przez przywoływane w kolejnych rozmowach ruiny fabryki azbestu, którą Albert (Krzysztof Zawadzki) chciałby przerobić na zakład utylizacji ludzkich odpadów. Autorefleksyjne tyrady Wertera sprowadzają się do wypowiadanych przez niego komunikatów, które - funkcjonując najczęściej poza kontekstem sytuacji scenicznej - stają się dowcipne, celne i autoironicz