Pół Polka, pół Rosjanka. Dzieci w poznańskiej szkole śmiały się z niej, gdyprzynosiła kanapki z kawiorem. Półtancerka, pół aktorka. Ostatecznie wybrała aktorstwo, m.in. dlatego byuniknąć w życiu kontaktu zmatematyką.
Rozmawiamy podczas przygotowań do sesji zdjęciowej. Weronika częstuje własnoręcznie upieczonymi muffinkami, czym zdobywa serce ekipy. - Nie cierpię sesji zdjęciowych. Strasznie się przy tym nudzę. Tu się trzeba przeginać, tam wyginać, oko szerzej, ręka wyżej, brzuch wciągnięty. To nie plan filmowy czy teatr, gdzie można dać z siebie więcej... A ze sceną związana jest od zawsze. Mama, pedagog baletu, zabierała córkę do teatru. W Poznaniu i jeszcze wcześniej w Moskwie, bo tam Weronika się urodziła. Dzieciństwo do szóstego roku życia dzieliła więc między dwa domy: jeden w Rosji, a drugi w Polsce. - Rosja kojarzy mi się z ogromnym sklepem z zabawkami Detskij Mir i wakacjami w Soczi. Z delfinem, który gonił tatę. Myślał, że to rekin, więc pobił rekord w prędkości - wspomina dziś ze śmiechem. - Rosja kojarzy mi się również z pięknym rynkiem w Moskwie. Były tam różne przysmaki, wśród nich oczywiście kawior. W Polsce z kolei uwielbi