Emocji w spektaklu niewiele. Bo skoro królewna nie może znaleźć swojego ukochanego, więc po co jej rozpaczać - o przedstawieniu "O królewnie Wełence" w reż. Janusza Ryl-Krystianowskiego w Olsztyńskim Teatrze Lalek pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
Jak dobrze być małym dzieckiem i brać wszystko na poważnie. Dorosłym jest być znacznie gorzej i trudniej - jeśli chodzi o świat wyobraźni. Im w głowie rozkładanie wszystkiego na czynniki pierwsze i domniemywanie sensu. Dlatego też pojawiają się wielkie znaki zapytania, gdy na myśl przychodzi spektakl "O królewnie Wełence". Starość nie radość, bo tylko dzieci mają uciechę. Jeśli mają. Tak jest podczas sztuki wyreżyserowanej przez Janusza Ryl-Krystianowskiego, która miała premierę 1 kwietnia 2007 roku w Olsztyńskim Teatrze Lalek. W czym rzecz? Sztuka skierowana jest do tych najmłodszych, więc i akcja jest nieskomplikowana. Oto poszukują się tytułowa królewna Wełenka i królewicz Kłębuszek. Takie przeznaczenie - można się domyślać, bo widz nie dowiaduje się skąd taki pomysł na finalizację "ślepej miłości". Ślepej, bo zakochani nigdy wcześniej się nie widzieli. Więc w tym cała zabawa, że zmierzają do siebie - mimo iż nie można