Katowice. Na Scenę w Malarni Teatru Śląskiego droga wiedzie przez niewielkie podwórze. Na parterze kamienicy, pamiętającej czasy przedwojennych, wolnomularskich zgromadzeń, zaimprowizowano skromną szatnię. Z piętra dochodzą dźwięki muzyki - jeszcze nie tej; na razie zaledwie jakieś strojenie instrumentów, jakieś rozśpiewywanie głosów. Aby wejść do środka, trzeba nacisnąć dzwonek. Przybyłych wita farbowany murzyn-wykidajło w pasiastej liberii i meloniku. W głębi, pod osłoniętymi oknami, stoi scenka, na której - po ustawieniu pianina, perkusja krzeseł dla dwóch "blach" - nie zostało wiele miejsca. Od sceny odchodzi długi na pół salki podest. Jest jeszcze mały barek, w którym można wypić w jednorazowym kubku łyk bardziej lub mniej mocnego alkoholu, jest kilka kawiarnianych stolików, lecz przede wszystkim jest - atmosfera! Jak chcecie: tingel-tangel, knajpa, kabaret, burdel... A może jedno z tych harlemowskich, zakazanych miejsc, gdzie w czasach
Tytuł oryginalny
Weill w Malarni
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 8130