"Zona" w reż. Lecha Raczaka, z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, podczas 14. MFT Malta. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej-Poznań.
Nie szłam do Stalkera Andrieja Tarkowskiego. Umówiłam się ze Stalkerem Lecha Raczaka. Długo czekałam na to spotkanie. Minęliśmy się? Chyba jednak nie. To świetna przestrzeń: jeden z opuszczonych budynków starej rzeźni. Wysoka hala z nadtłuczonymi oknami, z farbą, która się łuszczy tworząc abstrakcyjne rysunki, z zapachem stęchłej starości nie do podrobienia, z autentycznie mroczną, podejrzaną atmosferą. Z jaskółkami, które piskliwie się nawołują pod sufitem, z deszczem walącym z impetem w dach i potęgującym klimat dziwności tego miejsca: zamkniętego i otwartego jednocześnie. Zakmniętego przed światem. Otwartego na zaświat. Wpisuje się w nie doskonale obskurny pokój Stalkera (trzeba mocno odwrócić głowę w bok, żeby do niego zajrzeć), w którym rozegra się pierwsza scena. Jego żona jest zła, a może bardziej się boi, bo on znowu idzie w tę swoją wyprawę do zony, gdzie jest przewodnikiem dla ludzi szukających szczęścia, speł