"Wschód słońca u Voldiego" w reż. Laumy Balode w Teatrze Nowym w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Młody autor, młoda reżyserka, młodzi aktorzy, młodzi bohaterowie - na scenie panuje niepodzielnie młodość. Spektakl jest sprawny, choć nieco owa młodość nuży. Ansels Kaugers napisał "Wschód słońca u Voldiego" w wieku lat 19. Bohaterami są Artis i Alise - dwójka nastolatków, którzy wybrali się w daleką podróż do niejakiego Voldiego. Voldi jest postacią tajemniczą i być może nieistniejącą, wymyśloną przez Artisa; w każdym razie ze skąpych informacji wynika, że Voldi jest stary, ma gdzieś na krańcu świata (czyli Łotwy) gospodarstwo, w którym panują jakieś (bliżej nieokreślone) zasady - i aby tam dotrzeć, trzeba iść pieszo, przemierzając dziennie kilkadziesiąt kilometrów. Do Voldiego wybierał się Artis, Alise dołączyła do niego spontanicznie, spotkawszy go w pubie. No i idą. Idą i gadają - z tego gadania wyłaniają się portrety zagubionych, nieszczęśliwych, szukających jakiegoś punktu zaczepienia, młodych bardzo ludzi.