Mimo niewątpliwej zabawy, jakiej należało się spodziewać po przedstawieniu, w którym Stanisław {#os#394}Tym{/#} sam sobie powierzył rolę kobiety, wybierałem się na szczecińską prezentację "Mississippi" nie bez obaw. Pochlebne opinie o tej komedii odwoływały się do jej pierwotnej wersji (marzec 94, Teatr Rampa), tymczasem zaszły w niej ważne zmiany. Dokładnie jedna: Stanisławę {#os#2182}Celińską{/#} w roli żony dyrektora teatru zastąpił właśnie Tym. Obawy te nie wynikały z faktu, że nie poradzi on sobie z rolą. Przeciwnie, wiedziałem, że jego doświadczenie kabaretowe, wyczucie komedii - może być dla publiczności dodatkową atrakcją. Ale też akurat to było przyczyną mych obaw. Mówiąc krótko: sądziłem, iż farsowa przebieranka, uciecha jakiej nam dostarcza "chłop grający babę" tak zdominuje całość, iż główny walor sztuki - mającej być groteskową metaforą naszej rzeczywistości - rozproszy się w burleskowych grepsach. Nie doceni
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Szczeciński nr 64