EN

3.01.2024, 20:21 Wersja do druku

We mnie jest dwu ludzi, jeden zupełnie rozsądny, drugi wariat

Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Adam Domalewski w „Teatrologii.info”.

fot. Dawid Stube / mat. teatru

Każdego, kto – tak jak ja – spodziewał się, że Lot nad kukułczym gniazdem stanie się dla Mai Kleczewskiej pretekstem do eksperymentowania i obserwowania stanów psychicznych uznawanych powszechnie za nienormatywne, czeka zaskoczenie. Debiutująca w Teatrze Nowym w Poznaniu reżyserka stworzyła przedstawienie nad wyraz konwencjonalne (w zestawieniu z wieloma jej poprzednimi, także poznańskimi, realizacjami) i nieoczekiwanie stosunkowo wiernie odtwarzające główne powieściowe wątki oraz nieukrywające swych inspiracji filmem Miloša Formana. I od razu jest lepiej.

Zaskoczenie jest tym większe, że powieść Kena Keseya, wystawiona po raz pierwszy przez Kleczewską w 2002 w teatrze wałbrzyskim pod kierownictwem Piotra Kruszczyńskiego, uznawana jest dziś za anachroniczną, jako że powiela szkodliwe sposoby obrazowania osób cierpiących na zaburzenia psychiczne, a reżyserka posiada wszak wykształcenie psychologiczne. Gdy dodać do tego, że Lot nad kukułczym gniazdem skupia się na przemocy kobiet wobec podległych im mężczyzn, zaskoczenie narasta. Czy mamy tu do czynienia z trwałą i istotną zmianą metod reżyserskich oraz świadomym zwrotem ku estetyce tzw. teatru środka? Ostatnie spektakle Kleczewskiej nieśmiało na taki proces by wskazywały.

W adaptacji, w której tradycyjnie wspierał Kleczewską Damian Josef Neć, dokonano szeregu przesunięć, w tym oczywiście zmniejszono liczbę postaci, ale wprowadzone zmiany nie naruszają zasadniczo struktury opowieści. Szczególna rola przypada w niej Wodzowi Bromdenowi (Janusz Grenda), u Kleczewskiej wizualnie przypominającemu Fredricksona z filmu Formana, granego przez charakterystycznego aktora Vincenta Schiavelliego. Spektakl otwiera scena, w której z głośników dobiegają do nas strzępki myśli Bromdena, a on sam snuje się po scenie wśród dymu. Dźwiękowe efekty sprawiają, że słowa stają się trudno uchwytne, ale jednego możemy być pewni – Wódz na pewno nie majaczy, jego refleksje są trzeźwe i komunikatywne (mimo związanych z wiekiem problemów z artykulacją). I tak jak w obu wspomnianych pierwowzorach to Bromden będzie tym, któremu uda się przelecieć nad kukułczym gniazdem (tak powinien brzmieć poprawnie przetłumaczony angielski tytuł One Flew Over the Cuckoo’s Nest).

Największa zmiana, już tradycyjnie u Kleczewskiej, dotyczy obsady centralnej postaci – w tym przypadku w rolę McMurphy’ego wciela się aktorka, Daniela Popławska, którą obdarzono imieniem Patricia. Warto zauważyć, że zmodyfikowano nie tylko płeć, ale i wiek tej postaci, co ma w przedstawieniu Kleczewskiej niebagatelne znaczenie. McMurphy pozostaje buntowniczką, ale jakby rodem ze starych hipisowskich czasów (noszona przez nią pstrokata bluzka wydaje się przy tym ważniejsza od nakrycia głowy w kolorach tęczy). Bohaterka od początku stara się zakumplować z pozostałymi pacjentami dowodzonego przez siostrę Ratched (Antonina Choroszczy) ośrodka, a także podejmuje liczne, skazane na niepowodzenie próby zmiany ich traktowania. Najważniejszym takim epizodem będzie oczywiście nielegalna impreza z udziałem Candy (Jan Romanowski), męskiej transseksualnej prostytutki, zakończona jej ślubem z Billym, a następnie pacyfikacją wolnościowego zrywu zainspirowanego przez Patricię.

Twórcy przedstawienia tak modyfikują personalia pojawiających się w przedstawieniu postaci, by wydobyć i zaakcentować dwa nakładające się na siebie konflikty – płciowy i generacyjny. Dlatego też w miejsce pielęgniarzy i doktorów pojawiają się pielęgniarki i lekarki – to kobiety są tu przedstawicielkami opresyjnego systemu. Oglądamy zatem fizyczne obezwładnianie i upokarzanie pacjentów (bezzasadne nakładanie kaftana bezpieczeństwa, wstrzykiwanie leków prosto w szyję, odbieranie kolejnych przywilejów). Równolegle jednak obserwujemy proces, bardzo aktualny zresztą, rozwarstwienia postaw warunkowanego różnicą pokoleniową. Przedstawicielki młodszej generacji: Williams (Maria Bruni), Warren (Olga Lisiecka) i Flinn (Oliwia Nazimek) zioną nie tyle nawet niechęcią, co wręcz nienawiścią w stosunku do mężczyzn. Cierpią na tym ich, było nie było, podopieczni. Zaraz na początku spektaklu Williams i Warren besztają błąkającego się nocą Bromdena, nazywając go „wodzem pokolenia dziadersów” i śmieciem. Flinn będzie przymilać się i przekonywać pensjonariuszy do udziału w demokratycznym procesie terapeutycznym, ale pod ich nieobecność wykrzyczy cały swój gniew wobec tych, którzy (i które) nie podejmują walki z patriarchatem. Usłyszymy o wytrenowanej mizoginii (jest równoznaczna z deficytem feministycznych poglądów) i o tym, że agresja kobiet jest wspaniała i pożądana.

Manifest Flinn jest jednak w swej inscenizacji podważony: w czasie wykrzykiwanego przez Nazimek monologu intensywnie migają wszystkie światła, a jej głos z czasem staje się coraz bardziej zniekształcony. Doprawione echo budzi w nas nieufność i lęk. Krótszy, lecz nawet bardziej intensywny będzie wyraz nienawiści do mężczyzn w wykonaniu Williams (słowa mówiące o tym, że małżeństwo jest konceptem całkowicie patriarchalnym, to najdelikatniejszy fragment jej szowinistycznej wypowiedzi). Z kolei siostra Turckle (Malina Goehs), która pozwala się przekupić i umożliwia Candy wejście na teren zakładu, to skarykaturyzowana postać spod znaku ideologii woke, w swym absurdalnie wyolbrzymionym przebudzeniu zgłaszająca pretensje do matki o to, że karmiła ją piersią, a przecież ona jest weganką. Candy jako męska seksworkerka to również właściwie parodia, choć sama w sobie kampowa.

Dlatego to nie siostra Ratched jest w poznańskim Locie uosobieniem bezduszności i wyniszczającej władzy. Bohaterka dokłada się oczywiście do tragicznego finału, ale wcześniej raczej nie przykuwa uwagi (a kreuje ją, bądź co bądź, Antonina Choroszy, więc nie wynika to na pewno z braku aktorskich środków i scenicznej charyzmy).

Jej Ratched długo i cierpliwie przygląda się prowadzonym w ośrodku rozmowom, nie próbuje za wszelką cenę udowodnić swojej wyższości. Razem z Doktor Spivey (Gabriela Frycz) mają one zwyczajnie więcej empatii i nie podążają ślepo do celu. McMurphy – choć sama jest kobietą i pozornie obraża napotkanych w zakładzie mężczyzn (kilkukrotnie wykorzystuje przy tym znamienną i dość wulgarną frazę, że „trzeba mieć jaja”) – wspiera ich bunt i kibicuje odzyskiwaniu sprawczości. Dojrzałe kobiety w kontrze do młodych? Szkoda więc tylko, że Popławska w roli Patricii nie przekonuje – jej wysilony śmiech i rozmaite pozy sprawiają, że McMurphy w moim odbiorze raczej zgrywa się na równą babkę niż nią faktycznie jest.

Niewątpliwie, podobnie zresztą jak w obu pierwowzorach, sympatia twórców lokuje się po stronie pacjentów – społecznych wyrzutków, oryginałów, często po prostu wylęknionych mężczyzn. Fantastyczną kreację Billy’ego Bibbita tworzy Bartosz Włodarczyk, który trochę kradnie to przedstawienie. (Od dłuższego czasu towarzyszy mi poczucie, że w Nowym pojawił się aktor o ponadprzeciętnych możliwościach; we wszystkich spektaklach, jakie tu dotąd zagrał, zawsze się czymś wyróżnia). Tłamszony przez nieakceptującą go matkę Billy spędza swoją pierwszą noc z Candy, za co zapłaci wysoką cenę. Jego bunt jest przy tym rzeczywiście – podobnie jak u Formana – cudownie niewinny. Inne wyróżniające się postaci to komiczny Cheswick Łukasza Chrzuszcza oraz balansujący między komizmem a dramatem Dale Harding Filipa Frątczaka. Ten ostatni przeżywa małżeńskie problemy (pozostali pacjenci mają przy tym ubaw, kpiąc z jego męskości). A Harding mówi, że pragnął tylko „kobiecej kobiety”…

Rozgrywający się przez cały czas za potężną szybą z pleksi spektakl, w realistycznej scenografii autorstwa Zbigniewa Libery, jest ważną, momentami zabawną, a momentami przejmującą, świetnie zagraną wypowiedzią Kleczewskiej na temat paradoksów przemocy, która niekoniecznie musi mieć określoną płeć. A przy tym jest Lot nad kukułczym gniazdem nienachalny, zostawia duże pole do interpretacji dla publiczności (choćby dlatego, że na scenie często przebywa nawet dziesięć postaci). Z dużym zaangażowaniem walczą ze sobą na scenie dwa odmienne światy. Który zaś zwycięży?

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Adam Domalewski

Data publikacji oryginału:

28.12.2023