Jakże trudno pisać o "Ferdydurke" dzisiaj, kiedy tyle już powiedziano i o samej powieści, i o jej licznych teatralnych adaptacjach. A także o filmowej. Trudność pisania polega zaś na tym, że przystąpiwszy do analiz, łatwo wpaść w pułapkę interpretacyjnego kanonu, gotowych twierdzeń i schematów. Poddać się formie tak bezlitośnie przez autora w "Ferdydurke" dezawuowanej. Stanąć w jednym rzędzie z prof. Bladaczką, jednym z bohaterów powieści, wbijającym uczniom do głów, że "Słowacki wielkim poetą był". W gdyńskiej inscenizacji "Ferdydurke" ta scena należy bodaj do najlepszych. Jest zabawna, jak zabawne bywają zawsze prześmiewki ze szkolnego rytuału i koturnowości. Ale jest też w swoim komizmie żałosna i groźna. Ukazuje bowiem bezwzględność pedagogicznej praktyki tłumiącej przejawy indywidualności i samodzielnego myślenia. Profesor Bladaczką grany przez Ryszarda {#os#1003}Jaśniewicza{/#} też jest komiczny
Tytuł oryginalny
Wdzięk pupy i grymas gęby
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 248