Sześciu panów wojskowych, przegoniwszy kucharę, oddaje się swobodzie starokawalerskiego wychowania. Własnopłciowe towarzystwo ma w pewnym wieku swoje uroki. Nie trzeba się porządnie odziewać, nie trzeba męczyć się uprzejmościami, życie na luzie jest cudownie wygodne, zwłaszcza gdy toczy się w idyllicznym dworku, gdzie konie, ryby-grzyby, służba-drużba kompletują walory miejsca i epoki. Niespodziewany najazd sześciu dam burzy męską sielankę i daje początek krotochwili. Tak zaczynają się u hrabiego Fredry wesołe manewry miłosne, które trwają dwie godziny, ale niewiele zmieniają w dotychczasowych układach cywilnych: wyłoni się z tych zabiegów jedno tylko małżeństwo, choć zanosiło się na trzy. Odjadą z pewnością hałaśliwe damy ze swymi kotami i kanarkami, do rozmamłanego negliżu wrócą także eksnapoleońscy wojacy - i wszystko toczyć się będzie po staremu. Jaki z tego morał? Nie ma morału. Jest uroczy obrazek dworsk
Tytuł oryginalny
Wdzięk dawnych obyczajów
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Robotnicza nr 13